[:pl]Adele wielką wokalistką jest. Nie ma chyba dorosłego człowieka stykającego się na co dzień z kulturą komercyjną, który chociaż raz nie słyszałby Someone like you albo nie kojarzył Skyfall – motywu przewodniego przedostatniego Bonda (notabene nagrodzonego Oskarem za najlepszą piosenkę oryginalną). Ale gigantyczne sukcesy z początku dekady nie skłoniły Adele do czynnego wykorzystania fali swojej popularności – na niemal 4 lata wycofała się całkowicie z życia publicznego ryzykując utratę swoich fanów.
Powroty zawsze są trudne, dużo trudniejsze niż debiuty. Przez cztery lata rynek muzyczny z pewnością bardzo się zmienił, pojawiło się wielu nowych idoli lansowanych przez stacje radiowe na całym świecie, przesłuchiwane do znudzenia stare piosenki Adele zniknęły z playlist, wyparte przez bardziej aktualne hity. Obawa, że Adele, pozostając ikoną muzyki pop z początku XXI wieku kojarzona będzie wyłącznie ze swoimi starymi utworami, powtarzanymi co kilka lat w listach przebojów wszechczasów, niczym Nothing compares to you Sinead O’Connor, była więc całkiem uzasadniona.
Dzisiaj, trochę ponad miesiąc po ukazaniu się nowego singla już wiadomo – Adele będzie królować w zestawieniach najlepszych piosenek wszechczasów, dokładając tam swoją cegiełkę przy okazji każdej nowej płyty. Bo „najlepsze” właśnie okazało się także Hello. Utwór, moim zdaniem, znacznie słabszy od poprzednich tej artystki.
Skąd uwielbienie dla Hello? Adele jest marką samą w sobie. Cztery lata przerwy widać nie uśpiły jej fanów. Dla mnie jednak ciekawsza od ekstazy wywołanej wielkim powrotem wokalistki jest niecichnąca dyskusja na temat utworu w internecie. Hello przestało być jedynie udanym singlem znanej artystki zdobywającym szczyty list przebojów. Hello stało się viralem, który rozpowszechnił utwór także wśród osób, do których smutne piosenki o miłości nie trafiają. W ciągu miesiąca powstały niezliczone, prześmiewcze wersje piosenki (i teledysku) tworzone nie tylko przez youtuberów, ale także przez najsłynniejsze postaci showbiznesu. Świnka Piggy śpiewająca Hello do Kermita z całą pewnością pozostanie klasyką na lata.
Fragment satyrycznego programu Ellen DeGeneres, w którym przytacza ona zmontowaną z teledysku rozmowę telefoniczną z gwiazdą rozpowszechniają portale internetowe na całym świecie.
Użytkownicy społecznościówek ciągle przesyłają sobie żarty na temat utworu.
Zastanawiałam się, czy to rzeczywiście „siła rażenia” Adele zadecydowała o samodzielnej karierze utworu. Jasne, to z jej popularności wzięło się intensywne lansowanie Hello w mediach. Ale viralelem dzisiaj jest piosenka, a nie wielki come-back. Tekst, w którym drzemie tego rodzaju potencjał był skazany na sukces. Nigdy nie dowiemy się, jak szybko trafiłby na warsztat kreatywnych internautów i satyryków, gdyby zaśpiewał go artysta niewzbudzający obecnie tylu emocji, co Brytyjka. Ale trafiłby tam na pewno, bo choć Lionel Richie swoje Hello śpiewał w 1983, to właśnie jego piosenkę wykorzystali twórcy Strasznego Filmu 4 w 2006 roku. Takich okazji po prostu się nie marnuje, nawet, jeśli z racji epoki czy innych niesprzyjających okoliczności Internet je przegapi.
W skuteczność prześmiewczego podejścia do promocji uwierzyła też sama Adele. Na fali kolejnych produktów marketingu wirusowego po sieci zaczął krążyć kolejny filmik – relacja z konkursu na sobowtóra Adele, w którym artystka wystąpiła z doczepionymi nosem i brodą rewelacyjnie udając tremę przed występem na scenie albo komentując poczynania swoich „kontrkandydatek”.
Śmiejąca się sama z siebie Adele zdecydowanie zachęca mnie (i sądzę, że wielu mi podobnych) do tego, żeby na jej utwór zwrócić uwagę raz jeszcze. Choćby dlatego, że to świetny materiał do żartów. Słowo „hello” niezależnie od Adele, choć trochę dzięki niej wywołuje śmiech. Tylko Lionel Richie przestał być najsłynniejszym, witającym wszystkich wokalistą. Nieodwołalnie.
https://www.facebook.com/adele/videos/10153534517994279/
Magda Worytko
[:en]Adele wielką wokalistką jest. Nie ma chyba dorosłego człowieka stykającego się na co dzień z kulturą komercyjną, który chociaż raz nie słyszałby Someone like you albo nie kojarzył Skyfall – motywu przewodniego przedostatniego Bonda (notabene nagrodzonego Oskarem za najlepszą piosenkę oryginalną). Ale gigantyczne sukcesy z początku dekady nie skłoniły Adele do czynnego wykorzystania fali swojej popularności – na niemal 4 lata wycofała się całkowicie z życia publicznego ryzykując utratę swoich fanów.
Powroty zawsze są trudne, dużo trudniejsze niż debiuty. Przez cztery lata rynek muzyczny z pewnością bardzo się zmienił, pojawiło się wielu nowych idoli lansowanych przez stacje radiowe na całym świecie, przesłuchiwane do znudzenia stare piosenki Adele zniknęły z playlist, wyparte przez bardziej aktualne hity. Obawa, że Adele, pozostając ikoną muzyki pop z początku XXI wieku kojarzona będzie wyłącznie ze swoimi starymi utworami, powtarzanymi co kilka lat w listach przebojów wszechczasów, niczym Nothing compares to you Sinead O’Connor, była więc całkiem uzasadniona.
Dzisiaj, trochę ponad miesiąc po ukazaniu się nowego singla już wiadomo – Adele będzie królować w zestawieniach najlepszych piosenek wszechczasów, dokładając tam swoją cegiełkę przy okazji każdej nowej płyty. Bo „najlepsze” właśnie okazało się także Hello. Utwór, moim zdaniem, znacznie słabszy od poprzednich tej artystki.
Skąd uwielbienie dla Hello? Adele jest marką samą w sobie. Cztery lata przerwy widać nie uśpiły jej fanów. Dla mnie jednak ciekawsza od ekstazy wywołanej wielkim powrotem wokalistki jest niecichnąca dyskusja na temat utworu w internecie. Hello przestało być jedynie udanym singlem znanej artystki zdobywającym szczyty list przebojów. Hello stało się viralem, który rozpowszechnił utwór także wśród osób, do których smutne piosenki o miłości nie trafiają. W ciągu miesiąca powstały niezliczone, prześmiewcze wersje piosenki (i teledysku) tworzone nie tylko przez youtuberów, ale także przez najsłynniejsze postaci showbiznesu. Świnka Piggy śpiewająca Hello do Kermita z całą pewnością pozostanie klasyką na lata.
Fragment satyrycznego programu Ellen DeGeneres, w którym przytacza ona zmontowaną z teledysku rozmowę telefoniczną z gwiazdą rozpowszechniają portale internetowe na całym świecie.
Użytkownicy społecznościówek ciągle przesyłają sobie żarty na temat utworu.
Zastanawiałam się, czy to rzeczywiście „siła rażenia” Adele zadecydowała o samodzielnej karierze utworu. Jasne, to z jej popularności wzięło się intensywne lansowanie Hello w mediach. Ale viralelem dzisiaj jest piosenka, a nie wielki come-back. Tekst, w którym drzemie tego rodzaju potencjał był skazany na sukces. Nigdy nie dowiemy się, jak szybko trafiłby na warsztat kreatywnych internautów i satyryków, gdyby zaśpiewał go artysta niewzbudzający obecnie tylu emocji, co Brytyjka. Ale trafiłby tam na pewno, bo choć Lionel Richie swoje Hello śpiewał w 1983, to właśnie jego piosenkę wykorzystali twórcy Strasznego Filmu 4 w 2006 roku. Takich okazji po prostu się nie marnuje, nawet, jeśli z racji epoki czy innych niesprzyjających okoliczności Internet je przegapi.
W skuteczność prześmiewczego podejścia do promocji uwierzyła też sama Adele. Na fali kolejnych produktów marketingu wirusowego po sieci zaczął krążyć kolejny filmik – relacja z konkursu na sobowtóra Adele, w którym artystka wystąpiła z doczepionymi nosem i brodą rewelacyjnie udając tremę przed występem na scenie albo komentując poczynania swoich „kontrkandydatek”.
Śmiejąca się sama z siebie Adele zdecydowanie zachęca mnie (i sądzę, że wielu mi podobnych) do tego, żeby na jej utwór zwrócić uwagę raz jeszcze. Choćby dlatego, że to świetny materiał do żartów. Słowo „hello” niezależnie od Adele, choć trochę dzięki niej wywołuje śmiech. Tylko Lionel Richie przestał być najsłynniejszym, witającym wszystkich wokalistą. Nieodwołalnie.
https://www.facebook.com/adele/videos/10153534517994279/
Magda Worytko
[:]